poniedziałek, 22 lipca 2013

Terry Goodkind „Bractwo Czystej Krwi”

Sagi fantasy to zło, szczególnie te wielotomowe. Powinno się wydać odgórny zakaz publikowania czegokolwiek co jest więcej niż trylogią. Dlaczego?  Dlatego, że przeczytałam właśnie trzeci tom cyklu „Miecz Prawdy” Terry Goodkind’a pt. „Bractwo Czystej Krwi” i już wiem, że sięgnę po tom czwarty. A jak tak dalej pójdzie i po kolejne. Będzie się to wiązało niestety z bolesnym drenażem mojej kieszeni. 

Zacznę jednak od początku. Kiedy Richard scala Zasłonę i więzi na powrót Opiekuna w zaświatach, a dodatkowo okazuje się, że Khalan żyje , wydaje się, że w życiu chłopaka nareszcie zapanuje spokój. Niestety przywrócenie równowagi pomiędzy siłami Życia i Śmierci, otwiera drogę do podboju świata kolejnej tajemniczej sile zwanej Nawiedzającymi Sny. W Midlandach wybucha wojna z pochodzącym ze Starego Świata Imperialnym Ładem, którego przywódca potrafi wkraść się do ludzkiego umysłu podczas snu. Dodatkowo po stronie najeźdźców staje tytułowe Bractwo Czystej Krwi. Organizacja ta nienawidzi wszelakiej magii, a wszystkich posiadającym dar uważa ze sługusów Opiekuna, których trzeba wyeliminować. Po raz kolejny Richard musi stanąć do walki w obronie swojego świata.

Skomplikowana wielowątkowa fabuła wydaje się być specjalnością Terry’ego Goodkind ’a. Tym razem splata on opowieść z aż czterech wątków.  Główną oś fabuły stanowi oczywiście historia Richarda, ale równocześnie  śledzimy poczynania Khalan, która przewodzi wojskom Galeii, Verny – pełniącej obowiązki Ksieni Sióstr Światła oraz ksieni Annaliny i proroka Nathana, próbujących  skierować świat w odpowiednie odgałęzienie przepowiedni. Dużo, ale o dziwo całkiem spójnie i nadal bardzo ciekawie. Chociaż zaczynam dostrzegać pewne powtórzenia i nieścisłości. Mam przykładowo wrażenie, że powód stworzenia Baszt Zatracenia podany w drugim tomie był inny niż w tomie trzecim. Być może wynika to z tego, że bohaterowie zgłębiają historię i dowiadują się nowych rzeczy, ale nie jest to klarownie wyjaśnione jak dla mnie. Ani słowem nie zostało wyjaśnione kiedy rzucono urok na Berdine, jednej z Mord-Sith strzegących Richarda . Nawiedzający Sny podbija Stary Świat od około 20 lat ,pytanie gdzie był wcześniej? Owszem wiemy, że przeszkadzał mu brak równowagi między potęgą Stwórcy i Opiekuna, ale przecież ta równowaga została zachwiana niedawno. To kilka przykładów, które wyłapałam podczas czytania. Trochę rzucają się one w oczy, ale całość jest na tyle dobra, że można na to przymknąć oko.

W kolejne rozdziały obserwujemy jak Richard przeobraża się ze zwykłego chłopca z małej mieściny, w wielkiego władcę, który ma pod sobą całe imperium.  Nauka posługiwania się magią nie idzie mu łatwo, w przeciwieństwie do sporych umiejętności dyplomatycznych, którymi zdaje się dysponować.  Pomimo władzy, która spoczywa w jego rękach pozostaje nadal skromy i kryształowo wręcz szlachetny. Zdarzają mu się wybuchy nieuzasadnionej złości, ale ja ciągle czekam kiedy zrobi coś naprawdę złego. Coś co sprawi, że przestanie być chodzącym ideałem a stanie się człowiekiem.  Nie rozumiem dlaczego Goodkind usilnie kreuje swojego głównego bohatera na chodzący ideał. Psuje to cały obraz. Pozostałe postacie ze swoimi rozterkami i nie zawsze jednoznacznymi moralnie wyborami są o wiele bardziej rzeczywiste i wzbudzają większe emocje. Richard natomiast wydaje się odległy i wyobcowany. 

Książka napisana jest barwnym językiem. Czyta się ją bardzo przyjemnie i szybko. Opisy są bardzo wyraziste, oddają charakter świata, ale jednocześnie nie są zbyt rozbudowane dzięki czemu książka nie jest przegadana. Nie mam nic do zarzucenia również dialogom. Prowadzone są one zręcznie, nie wydają się sztuczne. W książce sporo jest przemocy. Krew leje się strumieniami, sporo jest opisów przemocy. Wydaje się jednak, że epicka saga fantasy nie może się bez tego obejść. Duży plus za wątek komiczny, którym są dla mnie utarczki słowne pomiędzy Richardem a jego specyficzną ochroną.

Cykl „Miecz prawdy” jest dla mnie swoistym fenomenem. Z jednej strony jest to klasyczne czytadło fantasy, opierające się o typowy dla tego gatunku schemat, ale z drugiej książka wciąga i czyta się ją naprawdę przyjemnie. Dlatego polecam ją serdecznie każdemu kto lubi takie właśnie klasyczne fantasy z jego epickim rozmachem. 

MOJA OCENA: 8/10

Dane o książce:
autor: Terry Goodkind
tytuł: Bractwo Czystej Krwi
tłumaczenie: Lucyna Targosz
tytuł oryginału: Blood of the Fold
seria/cykl wydawniczy: Miecz Prawdy tom 3
wydawnictwo: REBIS
data wydania: 31.03.2007
ISBN: 978-83-7120-798-3
liczba stron: 600
kategoria: fantastyka, fantasy

2 komentarze:

  1. Wielokrotnie zastanawiałam się nad ową sagą i... teraz myślę coraz poważniej... Zrobię zwiad w bibliotece czy mają, bo nie wytrzymam takiego trzepnięcia po kieszeni ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja właśnie kupiłam 4 tom... tak jak się spodziewałam :)

    OdpowiedzUsuń